Rzepakowy niejedno ma imię!

Pewnie nie raz udało się Wam zabłądzić wśród półek z tłuszczami starając się wybrać ten najodpowiedniejszy. Już niemal w każdym sklepie dostępna jest ich niezliczona ilość – słonecznikowy, sojowy, ryżowy, lniany, kokosowy, palmowy, sezamowy i rzepakowy. Do tego pojawiają się w różnych wersjach, z ziołami, ziarnami, rafinowany i tłoczony na zimno…. Który wybrać?
Rzepakowy, nasz, rodzimy
Niejeden uczony podpowiada, że najlepiej zjadać to, co rośnie w zasięgu ręki. W naszej szerokości geograficznej trudno o plantacje palm, sezamu, ryżu… dostępny jest za to rzepak, z którego olej uznany jest m.in. za źródło wartościowych dla naszego organizmu kwasów tłuszczowych jedno- i wielonienasyconych takich jak kwas oleinowy, Omega-6 i Omega-3. Zawarte w nim kwasy (ALA i LA) pomagają utrzymać prawidłowy poziom cholesterolu we krwi. Jak wiadomo w produktach pochodzenia roślinnego cholesterol nie występuje, za to są w nich dobroczynne sterole roślinne – to one konkurują z cholesterolem o wchłanianie. W oleju rzepakowym występuje wyjątkowy brassikasterol – to dzięki niemu i witaminie E olej rzepakowy zachowuje swoją świeżość na bardzo długo.
Najpopularniejszy – rafinowany olej rzepakowy
Wiele osób boi się rafinacji nie rozumiejąc, że rafinacja to nic innego jak proces oczyszczania oleju polegający na usunięciu substancji niekorzystnych pod względem jakościowym i zdrowotnym. Substancje te znaleźć się mogą w olejach roślinnych np. w wyniku asymilacji ich przez rośliny oleiste w czasie uprawy i suszenia. Trzeba pamiętać, że proces rafinacji nie wpływa na profil kwasów tłuszczowych, w tym cennych kwasów Omega-3[1]. Dodatkowo kwasy te w oleju rzepakowym umiejscowione są w cząsteczce triacylogriceloru co dodatkowo chroni je przed utlenieniem. Oczyszczony olej rzepakowy, nadaje się do smażenia (ma bardzo wysoką temperaturę dymienia – 242°C[2]), ma neutralny smak i zapach więc idealny jest jako baza do dressingu, a ponadto ma świetne właściwości wypiekowe – śmiało można stosować go do wypieku ciast.
Nierafinowany olej rzepakowy
Olej tłoczony na zimno – nierafinowany – nie przechodzi procesu oczyszczania. Dlatego jego finalna jakość zależy od użytego surowca i procesu produkcji. Wybierając te oleje, powinniśmy być pewni ich pochodzenia, jak i uczciwości producenta, gdyż oleje tłoczone na zimno mogą zawierać pozostałości różnego rodzaju zanieczyszczeń. Jeśli ktoś lubi smak i zapach takiego oleju śmiało może dodawać go do sałatek, jednak oleju tłoczonego na zimno nie powinno stosować się do smażenia – ma on niższy punkt dymienia niż olej rafinowany.
Rafinowany olej rzepakowy z dodatkiem ziół i ziaren
Na rynku dostępne są także oleje smakowe (z różnymi dodatkami). To idealna propozycja dla pożeraczy sałatkowych. Kupując olej smakowy kupujemy tak naprawdę gotowy dressing do sałatki (np. olej rzepakowy z dodatkiem suszonych pomidorów, czosnku i bazylii) lub jako zamiennik oliwy do polewania na pizzę (np. olej rzepakowy z dodatkiem ostrej papryki, suszonych pomidorów i bazylii). Nie każdy lubi intensywny i dominujący smak oliwy – taki olej aromatyzowany ziołami jest idealnym jej zamiennikiem.
Rafinowany olej rzepakowy z dodatkiem innych olejów (lnianego, z pestek dyni, czy pistacji)
To kolejny wariant smakowy, ale i nie tylko. Olej rzepakowy w połączeniu z lnianym to bomba kwasów Omega-3. Rzepakowy w połączeniu w olejem z pestek dyni to idealny dodatek do kremowych zup, a ten z olejem z pistacji to geniusz, który nadaje niepowtarzalny smak wypiekom.
Olejów jest całe mnóstwo, warto jednak wybierać je z głową pamiętając, że oleje jak każdy produkt spożywczy mają swój termin przydatności. Mimo, że olej rzepakowy uznawany jest jako jeden z najbardziej odpornych na utlenianie, powinniśmy przechowywać go w ciemnym i chłodnym miejscu np. w lodówce i spożyć przed upływem terminu wskazanego na etykiecie.
[1] https://pokochajolejrzepakowy.eu/porownanie-oleju-rzepakowego-tloczonego-zimno-oraz-rafinowanego-katem-skladu-kwasow-tluszczowych-zawartosci-witaminy-e-oraz-steroli/
[2] Olej rzepakowy – nowy surowiec, nowa prawda pod red. prof. dr. hab. Jana Krzymańskiego, Warszawa 2009, s. 90